20.04.2010

Człowiek kontra... koza

Piosenka do czytania: Boston More than a feeling. Kiedy obejrzycie film, zrozumiecie dlaczego.

AKT I

Najtrudniej jest zacząć, postawić pierwszy krok, rzucić się w wir przygody i nieznanego. Taki strach może sparaliżować i mieć wpływ na całe życie człowieka. Ile wspaniałych rzeczy omija nas tylko dlatego, że nie podjęliśmy ryzyka? Ile wspaniałych zbiegów okoliczności przeszło obok nas, ponieważ nie daliśmy im szansy w nas trafić? Zamknięci szczelnie w ciasno dopasowanych dniach upływającego życia, nie zdajemy sobie sprawy, że być może przygoda już na nas czeka i właśnie się zaczyna. Wystarczy tylko, żeby coś zburzyło monotonię, wstrząsnęło nami tak, że pozbierać się po ciosie możemy tylko… idąc na wojnę.

O CO W TYM WSZYSTKIM CHODZI

Człowiekiem, który postanawia iść na wojnę, czyli po prostu zostać korespondentem wojennym w Iraku jest Bob Wilton (Ewan McGregor). Naiwny, szczery i z gruntu dobry Bob nijak nie pasuje do roli korespondenta wojennego. Szczerze powiedziawszy nie pasuje nawet do roli dziennikarza. Wypatrując jakiejkolwiek szansy wjechania w granice Iraku, zaczepia w hotelowym barze amerykańskiego przedsiębiorcę. I w tym momencie rozpoczyna się wielka, epicka opowieść, której korzenie sięgają lat siedemdziesiątych, a gałęzie ocieniają los Boba Wiltona. Amerykańskim przedsiębiorcą okazuje się Lyn Cassady (George Clooney), którego nazwisko „wypłynęło”, gdy Bob robił artykuł o pewnym mężczyźnie, utrzymującym, że zabił wzrokiem swojego chomika. Techniki tej nauczył się podobno w amerykańskiej armii podczas specjalnego, tajnego szkolenia parapsychicznego, prowadzonego przez Bill’a Django (Jeff Bridges). Tyle wstępu. Bob i Lyn wyruszają wspólnie w podróż przez upalne pustynie, niebezpieczne miasta, ale też w podróż poprzez czas i własne umysły. Lyn opowiada Bob’owi o New Earth Army, o marzeniu, które dzielili ze sobą uczestnicy tego dziwacznego zgromadzenia. Opowiada też o smutnym końcu, jaki spotkał wszystkich w wyniku knowań i zawiści jednego z nich - Larry’ego Hooper’a (Kevin Spacey). Wreszcie, obaj wędrowcy trafiają do celu swojej wędrówki, a zło zostaje pokonane. Chyba.

ŚMIAĆ SIĘ, CZY PŁAKAĆ

No właśnie do końca nie wiadomo. Jeżeli ktoś zasugeruje się trailerem i będzie spodziewał się pełnej gagów i wygłupów komedyjki, rozczaruje się, zrazi i dostanie zgagi od popcornu. Film bowiem opowiada o sprawach fundamentalnych i wcale nie zamierza się z nich naśmiewać. Tyle, że te fundamentalne sprawy podane są w historii tak głupiej i zabawnej, że w głowie się nie mieści, jak ktokolwiek może w nią uwierzyć. Gagi, które się pojawiają w filmie są wręcz druzgocąco śmieszne. Jeżeli do tego dodać słynne miny Clooney’a oraz wykłady na temat istoty Jedi, udzielane McGregorowi (!!!), otrzymamy porcję rewelacyjnej zabawy. O ile będziemy w stanie porzucić zdrowy rozsądek, pożegnać się z logiką i… zatańczyć.

SŁOWO O OBSADZIE

W filmie wystąpili sami najwięksi Hollywood, więc już choćby z tej przyczyny należy film obejrzeć. Zwłaszcza, że aktorzy ci świetnie radzą sobie w absurdalnej grotesce, o czym z pewnością nie pamięta się, patrząc na ich tzw. „dorobek artystyczny”. O ile Clooney zabłysnął już w podobnym „O brother, where art thou”, o tyle Kevin Spacey nie daje takich popisów. Na uwagę zasługuje rola Jeff’a B., który zalicza właśnie swój wielki come back na ekrany kin oraz Stephen Lang, widywany ostatnio w superprodukcjach, od „Avatara” począwszy. No i oczywiście last but not least – Ewan McGregor, który udowadniać niczego już nie musi.

AKT OSTATNI

Życie w gruncie rzeczy jest bardzo proste, bez względu na to, w jak nieprawdopodobny wir wydarzeń zostaniemy wplątani. Przede wszystkim nie warto się bać. A z pewnością nie warto się bać ani pierwszych kroków, ani nieznanego, ani przygody. Ponieważ, być może, rzeczy wcale nie są takimi, jakimi przyzwyczailiśmy się je widzieć, a rzeczywistość to jedynie kwestia wyobraźni.

"Men Who Stare at Goats, The"; reżyseria Grant Heslov; scenariusz Peter Straughan; zdjęcia Robert Elswit; muzyka Rolfe Kent; czas trwania: 93 min.

zobacz trailer
zobacz inne rzeczy, związane z filmem

PUNKTACJA
4 pastylki prozaku dla scenarzysty (wierzę, że wszelkie farmaceutyki nie są mu obce;)
do tego pięć pastylek xanaxu za ogólne wrażenie
oraz pastylka veniconu za obsadę ;)
Niestety maksymalnej ilości punktów nie będzie za wywołanie mieszanych uczuć końcówką filmu...

Brak komentarzy: